Nicole Bogdanowicz zadebiutowała w serialu „Przyjaciółki” w wieku 13 lat i dorastała na oczach widzów. Odtwórczyni roli Julki rozmawiała z fanami serialu podczas wideoczatu. Aktorka zdradziła wiele ciekawostek z planu, a także opowiedziała o swoim życiu poza nim. Widzowie dowiedzieli się, jak zmieniła ją praca na planie serialu, co denerwuje ją w jej bohaterce, dlaczego musiała zrzucić 10 kg, za jakimi scenami nie przepada oraz czy ma jakiś „plan B” na życie.
Nicole chodziła wcześniej na wiele castingów do reklam. Jak wspomina casting do serialu?
– To był taki mój pierwszy poważny casting. Pamiętam, że było dużo emocji i chyba pierwszy raz wyszłam szczęśliwa z castingu. Wiedziałam, że to „Przyjaciółki”. Jeszcze nie było tego serialu, więc nie wiedziałam, kto w nim będzie grał i co tam się będzie działo, ale podobał mi się scenariusz i ta postać. „Przyjaciółki” były moim debiutem!
Jakie cechy Julki irytują Nicole?
– W Julce denerwuje mnie wiele cech. Na pewno ta impulsywność, że Julka często zrobi coś, zanim pomyśli. Nie słucha, wydaje jej się, że wie najlepiej, później okazuje się, że jednak nie. Julka nie myśli, że to co mówi, może sprawić komuś przykrość albo robi to celowo. Musiałam się z nią oswoić.
Aktorka usłyszała kiedyś, że jest za gruba i musi schudnąć. Jak udało jej się zrzucić zbędne kilogramy?
– Wiem, że aktorki muszą dbać o swój wygląd, powinny dobrze wyglądać. Ja schudłam 10 kg, bo usłyszałam, że jestem zbyt duża na jakąś rolę. Długo to trwało, bo chodziłam na siłownię. Nie były to jakieś drastyczne diety kapuściane, tylko ciężką pracą zrzucałam pomału tę wagę. Chudłam tak stopniowo, myślę, że zajęło to około dwóch lat.
Rola w serialu „Przyjaciółki” to pierwsze poważne aktorskie doświadczenie Nicole. Jak układa się jej współpraca z innymi aktorkami?
– Moja serialowa mama Magdalena Stużyńska-Brauer od samego początku, kiedy jeszcze mój warsztat był naprawdę mały i ciężko mi się grało, traktowała mnie na równi, nigdy nie spojrzała na mnie z góry, nigdy się nie zdenerwowała, jak pomyliłam tekst, jak zrobiłam coś nie tak. Myślę, że to mi bardzo pomogło otworzyć się aktorsko i na ludzi. Jak zaczynałam, to byłam zamkniętą i nieśmiałą osobą, mało mówiłam. Bardzo się zmieniłam.
Co mówi o współpracy z Ewą Kasprzyk?
– Ja Panią Ewę Kasprzyk uwielbiam i podziwiam. Ma świetny temperament. Jest bardzo charyzmatyczną osobą i wie, czego chce. Dużo się śmiejemy, zawsze z wielkim zaciekawieniem słucham tego, co mówi, bo mówi naprawdę interesujące, fajne rzeczy.
Jakie sceny gra się jej najtrudniej?
– Najtrudniejsze są chyba sceny emocjonalne, kiedy muszę się skupić na planie. Bardzo często ludzie dookoła się śmieją, żartują, a ja mimo tego, że chciałabym się z nimi pośmiać, muszę skupić się na tym, co się dzieje u mojej Julki i wywołać w sobie ten stan i nie zawsze jest to łatwe. Jeszcze ciężko gra mi się sceny całowane. Nie przepadam za tym.
Aktorka nie ma za dużo wolnego czasu, ponieważ łączy pracę ze studiami dziennymi na kierunku organizacja produkcji filmowej i telewizyjnej.
– Bardzo chciałabym pracować jako aktorka, ale wiem, że ten zawód jest bardzo ciężki. Nie jest łatwo utrzymać ciągłość pracy. Nie chciałabym zostać celebrytką, sprzedawać swojej prywatności, dlatego wolałabym mieć plan B.
Nicole zachwyca swoim wyglądem. Czy nad jej wizerunkiem pracują specjaliści?
– Modą raczej się nie bawię, mam swój określony styl i staram się go utrzymywać. Z pomocy stylistów też nie korzystam. Wszystkie stylizacje, w których mnie widujecie na jakichś ramówkach czy prywatnie, przygotowuję sama.
Skąd dość rzadko spotykane w Polsce imię Nicole?
– Imię wybierał tata. Urodziłam się w Stanach (moi rodzice tam się poznali) więc mogli mi dać imię, jakie tylko sobie wymyślili. Później mieszkałam we Francji i wróciłam do Polski.